HiROAKI TANAKA (1947 – 2018)

OPOWIEŚĆ O JAPOŃSKIM MARATOŃCZYKU Z REKORDEM ŻYCIOWYM 2:38:50, KTÓRY UCZY ŚWIAT DLACZEGO NALEŻY BIEGAĆ WOLNO

Moje życie jako biegacza zaczęło się w szkole podstawowej. Tokio zostało wtedy wybrane na gospodarza Igrzysk Olimpijskich w 1964 roku, a dzieci w całym kraju zainteresowały się sportem, marząc o udziale w tym wydarzeniu. Byłem entuzjastycznie nastawiony do biegania i zacząłem stawiać pierwsze kroki na bieżni. Z biegiem lat zacząłem poważnie trenować, a w szkole średniej specjalizowałem się w dystansach od 400 do 1500 metrów. W tamtych czasach odnosiłem jednak wiele kontuzji, a żadnych spektakularnych rezultatów.

Jak większość młodych zawodników w Japonii marzyłem o tym, aby wziąć udział w Hakone Ekiden, jednym z najbardziej znanych maratonów sztafetowych dla studentów i jednocześnie jednym z najbardziej znanych wydarzeń sportowych w Japonii. Był to główny powód, dla którego po rozpoczęciu studiów ostatecznie zdecydowałem się na biegi długodystansowe.

Wkładałem swoje życie i duszę w trening, aby szybko przekonać się, że moje ciało nie jest w stanie nadążyć. Cykl urazów, powrotów do zdrowia i gorączkowych treningów trwał do czasu, aż znalazłem się w szpitalu uniwersyteckim, by poddać się kompleksowym badaniom stanu zdrowia. Tam stwierdzono u mnie wrodzoną wadę serca, która uniemożliwiała mi dalsze trenowanie. Mogłem wykonywać jedynie lekkie ćwiczenia o niskiej intensywności, takie jak chodzenie i proste ćwiczenia gimnastyczne. A miałem dopiero 19 lat.
Byłem zrozpaczony, nie mogłem przestać myśleć o lekkoatletyce i zostałem kierownikiem zespołu studentów biegnących w Hakone Ekiden. Po ukończeniu studiów postanowiłem kontynuować karierę na uniwersytecie, aby badać fizjologię treningu wysiłkowego i wytrzymałościowego, a także ćwiczeń zalecanych do poprawienia funkcji układu krążenia.
Przez kolejne lata prowadziłem badania nad sportem, ale sam nie miałem zbyt wiele czasu na bieganie i ćwiczenia. Równocześnie byłem bardzo poirytowany moim zdrowiem i kiedy tylko czułem zmęczenie, kojarzyłem to z moją chorobą serca.

W wieku 37 lat zamieszkałem w Montrealu korzystając z rocznego urlopu regeneracyjnego. Współpracowałem tam przy badaniach nad szkodliwym wpływem ciężkich ćwiczeń, takich jak wyczerpujące maratony. Nie mieliśmy wystarczającej liczby uczestników badań, więc chciałem brać udział zarówno jako badacz, jak i podmiot badania. Nie miałem na głowie tylu drobnych spraw, które tak bardzo zaprzątały mnie w Japonii, więc wznowiłem treningi biegowe. Biegałem wolno przez godzinę dziennie, zwykle nie przekraczając 10 kilometrów.
Maraton w Montrealu w 1984 roku był moim pierwszym doświadczeniem w bieganiu z tysiącami innych biegaczy i było to niesamowite uczucie. W pierwszej połowie radziłem sobie naprawdę dobrze, biegłem prawdopodobnie szybciej niż 5 min/km, ale potem moje nogi zaczęły stawać się coraz cięższe, a ja nie byłem w stanie utrzymać tempa. Inni biegacze, nawet starsi ode mnie, zaczęli mnie wyprzedzać. Na 21 kilometrze dosłownie ciągnąłem moje ciężkie nogi i w końcu szedłem do mety. Mój czas końcowy wyniósł 4:11. Byłem prawie pewny, że jest to pierwszy i ostatni maraton w moim życiu.

Po powrocie do Japonii znowu byłem zbyt zajęty, by mieć przestrzeń do biegania więcej niż 4-5 km w wolnym tempie od czasu do czasu. Prowadziłem głównie siedzący tryb życia i zacząłem przybierać na wadze. W moje 45. urodziny waga pokazała 10 kg więcej w stosunku do okresu studiów. Badanie kontrolne wykazało również, że cierpię na stłuszczenie wątroby i mam wysoki poziom cholesterolu. Czułem się jak lekarz lekceważący własne zdrowie.
Po tym sygnale ostrzegawczym nastąpił zwrot. Poproszono mnie bym został doradcą półprofesjonalnego zespołu Ekiden i grupy biegaczy przygotowujących się do maratonu w Honolulu w 1993 roku. Wiedziałem, że jest to moja szansa, by ponownie wziąć udział w maratonie i zobaczyć jak moje teoretyczne koncepcje naukowe sprawdzą się w praktyce. Zdecydowałem się przebiec maraton po raz drugi.

Mój trening składał się głównie z 3-kilometrowego joggingu raz lub dwa razy w tygodniu. Starałem się naukowo przewidywać moje wyniki za pomocą testu przyrostowego: biegnąc ze stopniowo zwiększoną prędkością i weryfikując reakcję mojego ciała. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przebiegając miesięcznie zaledwie dystans 32 kilometrów, miałem szansę na bardzo niewiarygodny czas pomiędzy 3:30 a 3:45. W trakcie biegu, z uwagi na to, że na treningach prawie nigdy nie biegałem dystansów dłuższych niż 10 kilometrów, byłem poważnie zaniepokojony. Ciągle powtarzałem w duszy mantrę: „Uwierz w naukę. Nie poddawaj się.” Dr Peter A. Farrell, specjalista od badań nad bieganiem, udowodnił, że naukowe obliczenia czasu przebiegnięcia maratonu były dość dokładne. Ostatecznie ukończyłem maraton z wynikiem 3:30:03. W przeciwieństwie do mojego pierwszego maratonu, ten drugi udało mi się przebiec w stałym tempie. W drugiej połowie czułem się trochę zmęczony, ale nie do tego stopnia, żeby zmusiło mnie to do zwolnienia. Czułem się komfortowo i pewnie.

Minęło dziewięć lat od mojego pierwszego maratonu w wieku 37 lat, więc fizjologiczne spowolnienie byłoby zupełnie naturalne. Byłem także o blisko 9 kg cięższy niż 9 lat wcześniej. Mimo wszystko, mój czas był lepszy o ponad 40 minut. Zrobiłem od razu kilka obliczeń. Wywnioskowałem, iż wracając do swojej wagi z czasów uniwersyteckich mogłem stać się wystarczająco lekki i dlatego wystarczająco szybki, aby złamać czas 3h w kolejnym maratonie. Osiągnąłem to w kolejnym roku, po redukcji masy ciała i treningu opartym na slow joggingu.

W moim szóstym maratonie w Aoshima, w Japonii ukończyłem zawody z czasem 2:55:11. Wtedy zacząłem myśleć o pracy nad techniką. Zainspirował mnie sposób, w jaki sprinterzy skutecznie wykorzystują naturalne sprężyny w nogach, lądując na śródstopiu / przedniej części stopy i zastosowałem ich technikę do biegania na długie dystanse. Moje codzienne treningi metodą slow joggingu pozwoliły mi pracować nad techniką biegu i z roku na rok regularnie poprawiałem swoje wyniki. W 1998 roku, kiedy miałem 50 lat, spełniło się moje wielkie marzenie i ukończyłem maraton w czasie poniżej 2:40. Ten wynik zakwalifikował mnie do elitarnego maratonu Betsudai w Oita w Japonii. Tam, w 18. maratonie, osiągnąłem swój rekord życiowy 2:38:50. Minęło ponad 30 lat od mojego pierwszego maratonu, który w tamtym czasie miał być moim ostatnim. Od tego czasu ukończyłem 65 maratonów w 13 krajach, kilka dla zabawy, kilka z nastawieniem na poważne ściganie. Moja technika biegania – ta, którą opisuję szczegółowo w amerykańskiej edycji książki – pozwoliła mi uniknąć kontuzji. Moim następnym marzeniem jest przebiegnięcie maratonu poniżej 3:00 w wieku 70 lat.

W wieku 25 lat przeszedłem ponowne badania serca. Okazało się, że to, co zostało zdiagnozowane jako choroba serca, było tak naprawdę konsekwencją złej diety i zbyt intensywnych ćwiczeń. Tak więc nigdy nie było powodu, dla którego miałbym w ogóle rezygnować z kariery zawodniczej. Przy dzisiejszych technikach ultrasonograficznych podobny błąd nigdy by nie miał miejsca, ale tamta błędna diagnoza stała się powodem, dla którego zrezygnowałem z kariery w sporcie i zamiast tego skupiłem się na badaniach. Wiele lat później doprowadziło to do stworzenia tempa niko niko i teorii slow joggingu, którą propaguję.

Ta historia została pierwotnie opublikowana jako część książki “Slow Jogging: Lose Weight, Stay Healthy, and Have Fun with Science-Based, Natural Running”.
Tłumaczenie: Agnieszka Ciechowicz, Maciej Kozakiewicz